poniedziałek, 25 maja 2009

Toruń trochę nie wierzy w sukces

Piotr Całbecki, marszałek województwa kujawsko-pomorskiego, opowiada o roli regionu w walce o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.

- Pomysł, aby Toruń ubiegał się o tytuł ESK, powstał w Wydziale Rozwoju i Projektów Europejskich Urzędu Miasta Torunia, w czasach kiedy Pan był jeszcze jego dyrektorem. Czy udało się dostatecznie wykorzystać fakt, że Toruń był pierwszym miastem, które zadeklarowało start w tym konkursie?

- Rzeczywiście pomysł wyszedł z naszego wydziału. Michał Korolko, który pracował wówczas w Brukseli, zaproponował nam, abyśmy się tym zainteresowali. Opisaliśmy wszystkie procedury i to, jak powinna wyglądać cała machina starań. Byliśmy pierwsi, ale nie sądzę, aby udało się to w pełni wykorzystać.

- Dlaczego?

- Nie było dynamiki. Ten projekt wymaga nie tylko profesjonalizmu, ale także wiary. To niemal sportowa rywalizacja. Toruń trochę nie wierzy w ten sukces.

- To wynik braku wiary mieszkańców czy inicjatorów działań dotyczących ESK?

- Od jakiegoś czasu o tym, co dzieje się wokół ESK, dowiaduję się tylko z prasy. Trudno mi oceniać, na ile te działania są ważne z punktu widzenia wewnętrznego. Wolałbym już dzisiaj rozmawiać o konkretnych projektach, nad programem ESK w 2016 roku, ustaleniu pewnej ścieżki postępowania. Wciąż brakuje takiego globalnego podejścia do tego projektu.

- Co Pan pod tym hasłem rozumie?

- Logo „Toruń 2016” można było wybrać w oparciu o międzynarodowy konkurs. Nie wiadomo, czy wygrałaby ktoś z Europy, czy z Torunia, ale byłby to dobry początek do dyskusji o Toruniu w kontekście europejskim. Być może sprowokowałoby to do rozmów nie nad tym, co mamy, ale czego nam brakuje, co ma Europa i jak ona patrzy na kulturę. Obawiam się, że nikt tego nie robi. Rozmawiałem z panią Olgą Marcinkiewicz z biura „Toruń 2016” na temat tego, co planuje. Wciąż nie widzę jednak pomysłu, hasła, sztandaru, za którym pójdziemy.

- Czemu Pan jako marszałek nie podejmie inicjatywy?

- Podjęliśmy. Gdy tylko zostałem wybrany na marszałka, zaproponowałem porozumienie w sprawie ESK z prezydentem Michałem Zaleskim oraz z prezydentami pozostałych miast w regionie. Moim zdaniem, szanse na ESK mamy tylko wtedy, jeżeli Toruń najpierw stanie się stolicą kulturalną regionu, czyli użyczy tego tytułu innym ośrodkom: Bydgoszczy, Włocławkowi, Grudziądzowi...

- Rozmawiamy teraz o pewnej idei, która leży u podstaw tej deklaracji. Prawda jest taka, że od jej podpisania w marcu 2007 roku wciąż pozostaje ona martwa.

- My występujemy trochę w roli pasywnej. Nie jesteśmy uprawnieni w żaden sposób do reprezentowania Torunia w tych sprawach. Oczekujemy, że zostaniemy wreszcie dopuszczeni do działań związanych z przygotowaniem aplikacji, a później do obchodów w 2016 roku.

- I co wtedy?

- Zadeklarowaliśmy, że możemy skoordynować i współfinansować wszystko, co będzie się działo w regionie w związku z ESK. Mamy kilkanaście pomysłów. Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby Toruń mógł działać w oderwaniu od regionu.

- Rozumiem, że czeka Pan na sygnał z Urzędu Miasta Torunia. Jak długo można tak czekać?

- Oczywiście, że czekamy. Można wszystkie nasze pomysły wrzucić do jednego worka i pod koniec roku zaprezentować jako nasz program, ale przyzna Pan, że to trochę niepoważne. Tworzenie strategii musi mieć efekt piramidy, a my tę piramidę powinniśmy już dawno zacząć budować. Być może nasza rozmowa wyzwoli jakąś nową energię po tej drugiej stronie.

- Co jeśli zostaniecie zaproszeni do rozmów za rok, kiedy już wszystko będzie przygotowane?

- Za takie działanie bierze odpowiedzialności miasto i prezydent. Uważam, że to, co dzieje się teraz, nie jest zbyt dobrym pomysłem na przygotowanie programu ESK. Powinniśmy sięgnąć po kogoś z górnej półki, kto zająłby się koordynowaniem prac nad naszą aplikacją. Kogoś, kto tak jak reżyser będzie mieć wizję, kiedy stanie na czele Rady Programowej. Sama pani koordynator Olga Marcinkiewicz czy urząd miasta nie jest w stanie tego zrobić. Powtarzam, że inicjatywa leży po stronie władz miasta. Myślałem, że coś się zmieni po podpisaniu wspomnianej deklaracji, ale nie udało się.

"Nowości" z 25 maja 2009 roku.

niedziela, 24 maja 2009

Co powie marszałek Całbecki?

Jutro w "Nowościach" kolejny raz będzie zgłębiany temat działań dotyczących ESK w Toruniu. Tym razem w rozmowie z marszałkiem województwa Piotrem Całbeckim. Zapraszam do lektury. Będzie nieco o nieudanej deklaracji współpracy prezydentów miasta, a także o tym czy Toruniowi wystarczy Olga Marcinkiewicz.

środa, 20 maja 2009

Nie jesteśmy pępkiem świata

Zbigniew Lisowski, dyrektor Teatru Baj Pomorski opowiada o zmianach jakie może przynieść Toruniowi zdobycie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury

- Czy dzięki idei Europejskiej Stolicy Kultury uda się scementować toruńską kulturę?

- Najpierw musi zmienić się nasza mentalność. Nie możemy funkcjonować w przeświadczeniu, że jesteśmy pępkiem świata. Projekt ESK nie polega na prezentacji miasta ze wszystkimi jego walorami. Najważniejszy jest oryginalny program. Festiwale, które aktualnie odbywają się w Toruniu prawdopodobnie nie będą nawet brane pod uwagę. ESK wymaga nowej jakości. Dodatkowo przy pisaniu programu koniecznie jest zaakcentowanie integracji poszczególnych środowisk i aktywność mieszkańców. Jako Baj Pomorski realizujemy działkę, która jest związana z dziećmi i młodzieżą.

- Liczy Pan na to, że inne środowiska się przyłączą?

- Muszą. Jeżeli mi na czymś zależy, to po prostu robię to z tymi, którzy chcą się w to włączyć. Nie oglądam się na nikogo i szukam pieniędzy na realizację planowanych działań. Trzeba zmienić nasze nastawienie. Za zdobyciem tego tytułu idzie ogromna zmiana infrastruktury kulturalnej, a przede wszystkim sposobu myślenia i jakości życia w mieście.

- Brak aktywności mieszkańców, to jeden z największych problemów dotyczący naszych starań o ESK...

- Ci, którzy nie są przekonani do tej idei, nie zdają sobie sprawa z tego, jakie wynikają z niej korzyści.

- A jakie wynikają?

- Miasto już teraz zmienia swoją infrastrukturę. Wystarczy spojrzeć na raport "Polityki", gdzie Toruń zajął trzecie miejsce. Zwrócono tam uwagę na elewację Teatru Baj Pomorski, CSW... Na Jordankach powstanie sala koncertowa, ma również powstać sala widowiskowo-sportowa na 8 tys. miejsc. Oprócz infrastruktury kulturalnej buduje się hotele. Mieszkańcy mogą liczyć na to, że w mieście będą przewijać się większe sumy pieniędzy. Zwiększą się także wydatki na kulturę i wzrośnie zatrudnienie. Do tego wiele nowych imprez.

- Dla kogo?

- My zajęliśmy się młodym pokoleniem. Wychodzę z założenia, że w 2016 roku będą już wyedukowani, a nawet będą brali sprawy w swoje ręce. Budujemy podstawy, z których sami będziemy korzystać. Współpracujemy na tym polu z biurem "Toruń 2016". Wydaliśmy już komiks Bohdana Butenki, który został ambasadorem Toruń ESK 2016. Chcemy otworzyć nawet sklepik na wzór krakowskiej Galerii Andrzej Mleczki, gdzie będzie można kupić m.in. pościel, koszulki, długopisy z Gapiszonem... Wspólnie z "Toruń 2016" organizujemy obchody Dnia Dziecka. Biuro włączyło się również w nasz sierpniowy projekt adopcji dzieł sztuki na ulicy Szerokiej. W Baju otworzymy wystawę skierowaną do rodzin. Chcemy zachęcić mieszkańców do działania.

- Większość akcji kulturalnych kumuluje się na starówce. Nie powinniśmy pomyśleć o tym, aby wyjść nieco dalej?

- Oczywiście. My działamy w obrębie starówki, ponieważ tutaj Baj Pomorski ma swoją siedzibę. To właśnie ta część Torunia jest najbardziej atrakcyjna, to tutaj przyjeżdżają turyści... Moim zdaniem powinniśmy wejść ze sztuką przede wszystkim w ten obszar, który jest najbardziej odwiedzany. Mamy taką ideę, aby miasto stało się "żywą galerią", aby sztuka była bliżej ludzi, na ulicy, odmieniając w ten sposób miasto. Dopiero drugim etapem powinno być myślenie o pozostałych dzielnicach.

"Nowości" z 21 maja 2009 roku.

wtorek, 19 maja 2009

Radni nie byli zadowoleni

Olgę Marcinkiewicz, szefową „Toruń 2016”, przepytywali wczoraj członkowie magistrackiej komisji kultury. Więcej było jednak pytań niż odpowiedzi.

- Jest kilka zagrożeń dla projektu ESK. Jednym z nich jest tzw. mit Marka Żydowicza, czyli przekonanie, że po opuszczeniu przez niego Torunia bezpowrotnie straciliśmy coś cennego – twierdzi Olga Marcinkiewicz. – Do tego dochodzi konflikt na linii Toruń-Bydgoszcz oraz względy polityczne.
Szefowa biura „Toruń 2016” przygotowała obszerną prezentacją, niestety nie dane jej było zaprezentować jej w całość. – Zwięźlej prosimy, to wszystko już słyszeliśmy. Prosimy o konkrety… – poganiał Bogdan Major, przewodniczący komisji, kiedy na ekranie migały kolejne zestawienia i wyniki badań środowiska.
Dyskusję po zakończeniu prezentacji zdominowała rola i sposób wybierania osób do Rady Programowej ESK. Pierwsze informacje o jej powołaniu pojawił się w kwietniu 2008 roku. Do tej pory nie udało się jednak ukonstytuować tego ciała. Dlaczego?
– Nie wiem czy można się z tym tak bardzo spieszyć – mówi Olga Marcinkiewicz. – Swoją koncepcję powołania rady przekaże prezydentowi Torunia.
Ta krótka wypowiedź spowodował nieco kontrowersji wśród radnych, którzy bezskutecznie domagali się od szefowej „Toruń 2016” podania klucz jak będzie obowiązywał przy doborze jej członków.
- Wybór rady przez prezydenta? To jakieś nieporozumienie – twierdzi Dariusz Łyjak. – Podobnie jak to, że każe nam pani wierzyć, że skoro przy otwarciu stadionu żużlowego zawisły banery dotyczące ESK, to nasze starania poparło dodatkowo 15 tys. osób.
Olga Marcinkiewicz nie miał wczoraj łatwego zadania. Pewnie dlatego na większość pytań odpowiadał… zastępca prezydenta Zbigniew Fiderewicz.
- ESK to nasz cel strategiczny. Nie zapomnijmy, że wiodąca w tym projekcie jest rola ministra kultury, który ogłasza konkurs. Dopiero kiedy to zrobi poznamy naszych polskich rywali – mówi. – Mamy wiele dobrych festiwali: „Probaltica”, „Kontakt”, a także festiwale w „Od Nowie”. Niewiadomo jeszcze które z nich znajdą swoje miejsce w projekcie ESK.
Co planem działania na najbliższy rok? Dlaczego ambasadorami Torunia jest zaledwie pięć osób? Dlaczego nie ma jeszcze hasło promującego nasze wysiłki w ramach walki o ESK? Jakie będzie miejsce i rola Rady Programowej i komisji kultury? Brakujących odpowiedzi na te pytania Olga Marcinkiewicz udzieli dopiero na kolejnym posiedzeniu.

Warto wiedzieć
Ambasadorzy Toruń ESK 2016 to: wokalista Kazimierz Staszewski, rysownik Bohdan Butelko, burmistrz Aleksandrowa Kujawskiego dr Andrzej Cieśla, burmistrz Kruszwicy dr Tadeusz Gawrysiak, zespół Sofa.

"Nowości" z 19 maja 2009 roku.

czwartek, 14 maja 2009

Pod pomarańczowym sztandarem

Biuro ESK "Toruń 2016" szukało pomysłów i uznało, że nasze starania w walce z rywalami mogą wesprzeć... krasnoludki.

Twierdzi, że w Toruniu urodziły się tylko dwie wybitne osoby - Mikołaj Kopernik oraz on - Waldemar Fydrych. Przyjaciele zwracają się do niego per "Majorze". Pseudonim zyskał, kiedy w mundurze majora stawił się przed komisją poborową, aby z zapałem opowiadać jak bardzo chciałby wesprzeć polskie siły zbrojne. Komisja nie podzieliła jednak tego entuzjazmu.
- To pochodząca z Torunia ikona polskiej kultury alternatywnej. Od samego początku uważałam, że naszemu miastu przyda się nieco rozluźnienia i humoru - mówi Olga Marcinkiewicz, szefowa Biura "Toruń 2016", które sprowadziło do nas wystawę "Pomarańczowa Alternatywa, czyli Rewolucja Krasnoludków z okazji 20. Rocznicy Odzyskania Wolności i Upadku Komunizmu w Europie Środkowej".
Pomarańczowa Alternatywa powstała w latach 80. Uderzyła komunistyczne władze w najboleśniejszy sposób – zaatakowała je absurdem. Do legendy przeszła już historia jak Majora Fydrych trafił na trzy miesiące do aresztu za rozdawanie na ulicy podpasek. Oprócz licznych happeningów jej członkowie umieszczali sylwetki krasnoludków w miejscu zamalowywanych antysystemowych haseł.
- Od początku jestem przeciwnikiem, aby tytuł ESK trafił do Warszawy - mówi Waldemar Fydrych. - O wiele więcej dałoby zdobycie takich laurów przez Toruń, albo Lublin. Dlaczego? Tylko w tych miastach nowe inicjatywy w ramach ESK będą zauważalne i nie zginą w gąszczu pozostałych imprez.
Sytuacja na arenie walki o ten tytuł może się niebawem gwałtownie zmienić. Wrocław, Gdańsk, Poznań i Warszawa mogą wycofać się z rywalizacji o ESK z uwagi na organizację Euro 2012. Wtedy na placu boju zostałby: Toruń, Szczecin, Lublin oraz Łódź, a co za tym idzie nasze szanse na wygraną mogłyby gwałtownie wzrosnąć.
Major Fydrych szuka aktualnie lokalu na muzeum Pomarańczowej Alternatywy. Najbardziej zaawansowane prace dotyczące jego powstania prowadzone są z prezydentem... Łodzi. Wystawę dokumentującą działania jego Pomarańczowej Alternatywy można oglądać przed klubem Od Nowa do 17 maja. Później ekspozycja pojawi się w sześciu miastach w całym kraju, a następnie także w Berlinie i Nowym Jorku.

Warto wiedzieć
Na jednej z plansz wystawy Major Fydrych nie pozostawia wątpliwości skąd pochodzi. "Jestem z Torunia" głosi napis obok jego głowy.

"Nowości" z 14 maja 2009 roku.

środa, 13 maja 2009

Małymi krokami do przodu

Ranking "Polityki" dodał wiatru w żagle staraniom Torunia o ESK. Patrząc na podejmowane działania, można wreszcie stwierdzić, że coś się w tej kwestii ruszyło.

Do tej pory największym sukcesem zapowiadanego przez dyrektor "Toruń 2016" nowego startu do walki o tytuł ESK jest pozyskanie wsparcia zespołu Sofa. Informacja o Toruniu mogła dzięki temu zaistnieć na ogólnopolskiej arenie za sprawą okładki ich najnowszej płyty pt. "Doremifasofa". Ten kierunek starań wypełnia po części lukę o której opowiadał ostatnio w "Nowościach" Tomasz Cebo.
- Toruń jest miastem, w którym szuka się kontaktów z przeszłością, ale zapomina o aktualnych trendach - mówił w wywiadzie dla "Nowości" szef klubu eNeRDe. - Toruńska kultura jest mocno zakurzona i trzeba coś z tym zrobić. A woda na jej młyn powinna być zdecydowanie młodsza.
Być może Sofa okaże się kluczem, aby dotrzeć z ideą ESK do młodzieży. Wciąż nie są to jednak tak spektakularne akcje, na jakie może sobie pozwolić chociażby Łódź. Wczoraj na onet.pl pojawił się specjalny sponsorowany raport, który prezentował to miasto jako kandydata do tytułu ESK 2016. Teksty dotyczyły nie tylko kultury, ale również turystyki, historii, mody czy sportu.
Pozostaje nam cieszyć się tym, że komisja europejska przy wyborze ESK bierze pod uwagę przede wszystkim międzykulturowy charakter podejmowanych przedsięwzięć, a także fakt zaangażowania się mieszkańców. Nad tym "Toruń 2016" zaczyna pracować. Zaczęło się od wystawy "World Press Photo", którą objęto patronatem "Toruń ESK 2016". Z czasem tych inicjatyw zaczęło pojawiać się nieco więcej.
Od pierwszego dnia wiosny worek z napisem "budżet ESK" z 2 mln zł nieco się rozwiązał i przestał finansować jedynie pracowników biura, a ruszył ze wsparciem dla inicjatyw w mieście. "Etniczny zawrót głowy", internetowy blok szaradziarski „Krzyżówki z Cosmopolis”, supergrupa perkusyjna podczas otwarcia motoareny, czy przejęcie pod swoje skrzydła tegorocznej edycji Święta Muzyki.
Niestety ością w gardle wciąż stoi nam poparcie starań Łodzi przez Marka Żydowicza, czy działanie Romualda Wiczy Pokojskiego dla Gdańska. Martwym hasłem pozostaje również, mimo podpisania w 2007 roku deklaracji prezydentów miast naszego województwa, współpraca całego regionu w ramach ESK. Ale marazm w tej kwestii to już odrębny temat.

"Nowości" z 13 maja 2009 roku.

piątek, 8 maja 2009

Zakurzona toruńska kultura

- Nie widzę szans dla Torunia w sianiu bibelotów i wydawania pieniędzy na Filutki - mówi Tomasz Cebo, szef toruńskiego klubu eNeRDe.

- W Toruniu od pewnego czasu obserwuję pewien marazm. Nawet w rankingu „Polityki”, który prezentował kandydatów starające się o tytuł ESK wskazano brak nowych inicjatyw. Jak myślisz, z czego to wynika?

- Władze miasta i dyrektor biura ESK „Toruń 2016” doskonale wiedzą o mnogości inicjatyw i zjawisk. Wystarczy przyjrzeć się jakie młodzi mają pomysły, choćby w takim eNeRDe: impreza beat-boxowa, street-art, zjawiska deskorolkowe... Głos młodzieży jest jednak totalnie ignorowany. Toruń jest miastem, w którym szuka się kontaktów z przeszłością, ale zapomina o aktualnych trendach. Jest co prawda CSW, ale poza eNeRDe nie ma niczego, co by powstało niezależnie, bez finansowania z kasy miejskiej.

- Nie kusiło Cię, aby samemu stanąć na czele barykady i porwać całą toruńską kulturę do działania?

- Przeszło mi to przez głowę. Przewinęło się przez nas tylu artystów, że jesteśmy chyba bardziej znani w Polsce niż w Toruniu. To, co próbowaliśmy zrobić dwa lata temu, nagle okazało się super pomysłem. Rzeczy, które wymyśliliśmy, zostały zresztą podchwycone przez biuro ESK.

- Na przykład?

- Fakt, że żużel jest nierozerwalnie związany z kulturą w Toruniu. Kiedy wspólnie z grupą „Samotata” występowaliśmy w CSW, dyrekcja nieco się przestraszyła. Bali się tego, że żużel to jest coś dla mas, a oni przecież promują kulturę wysoką. Nie chcieli się pod tym podpisać. Dyrektor biura ESK musiała myśleć podobnie. Chwyciła za to dopiero teraz przy okazji otwarcia nowego stadionu. Takie akcje powinno wykorzystywać się już wcześniej. Zawsze jesteśmy krok do tyłu.

- Czego więc brakuje kulturze w Toruniu, aby mogła rozwinąć swoje skrzydła?

- Najnormalniejszego w świecie dobrego koordynatora. Osoby, która rozmawiałaby z ludźmi o ich pomysłach, nawet tych najbardziej szalonych. Niektórzy boją się ujawniać swoje koncepcje. Czemu? Sądzą, że są one zbyt proste, zbyt głupie, nie pasujące do wielkiej idei ESK... Albo najnormalniej w świecie boją się działać. Nie idą z tym do biura ESK, ponieważ wydaje im się ono kolejnym zamkniętym urzędem. To smutne.

- Równie smutna jest Twoja wizja przyszłość miasta za 10 lat?

- Jestem optymistą, ale Toruń musi zacząć pulsować młodym życiem. Tylko w ten sposób miasto może kulturalnie funkcjonować. Nie widzę innej drogi. Nie widzę szans w sianiu bibelotów i wydawania pieniędzy na kolejne Filutki. Młodzi muszą zacząć realizować inicjatywy, które zagoszczą na ulicy. Czemu nie pojawi się np. telebim, na który każdy będzie mógł wysłać SMS ze swoim pytaniem do prezydenta. Toruńska kultura jest mocno zakurzona i trzeba coś z tym zrobić. A woda na jej młyn powinna być zdecydowanie młodsza.

"Nowości" z 6 maja 2009 roku.

sobota, 2 maja 2009

Kredyt zaufania dla Wiczy

Toruń i Gdańsk rywalizują ze sobą o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. Starania każdego z nich wspiera Romuald Wicza-Pokojski. Jak to możliwe?

Kiedy twórcę Teatru Wiczy, powstałego w Brodnicy, ale mającego od lat siedzibę w Toruniu, wybrano na koordynatora działań projektu „Gdańsk 2016”, w toruńskim środowisku zawrzało.
- Przyjdzie mi za to zapłacić olbrzymią cenę - mówił wówczas na łamach „Nowości” Romuald Pokojski.
Miał rację. Jego partnerka życiowa zrezygnowała z funkcji pełnomocnika prezydenta do spraw ESK. Nie wszystko zostało jednak zamiecione pod dywan. Romuald Pokojski, mimo że aktywnie działa na rzecz Gdańska, wciąż zasiada w 9-osobowej komisji przyznającej stypendia kulturalne Torunia. Czym się zajmuje?
- Komisja ocenia poszczególne projekty i przygotowuje opinie z konkretnymi kwotami dla stypendystów. Na tej podstawie nasz wydział przygotowuje wniosek do prezydenta - tłumaczy Elżbieta Dokurno z Wydziału Kultury Urzędu Miasta Torunia. - Kadencja komisji potrwa do 2010 roku.
Romuald Wicza-Pokojski nie pojawił się co prawda na ostatnim posiedzeniu, ale to wcale nie oznacza, że zamierza zrezygnować z zasiadania w komisji.
- Nie ukrywam, że moja nieobecność wiązała się z tym, że często nie ma mnie w Toruniu - powiedział „Nowościom” w telefonicznej rozmowie z Wysp Kanaryjskich. - Nie sądzę, aby miało to związek z moją pracą dla Gdańska. Tę kwestię powinien ocenić ktoś inny.
Oprócz Pokojskiego w komisji przyznającej stypendia kulturalne zasiadają również: radni - Jadwiga Bórawska-Cilak, Bartłomiej Jóźwiak, Jarosław Najberg; przedstawiciele prezydenta Torunia - Zbigniew Derkowski, Paweł Dudzik, Marek Rubnikowicz; przedstawiciele organizacji pozarządowych - Krzysztof Ćwikliński oraz Jerzy Brzuskiewicz.
Jak oceniają fakt łączenie przez Pokojskiego działań na rzecz dwóch miast?
- Zachodzi tu pewna personalna niezręczność. Program stypendialny miasta wpisuje się przecież w nasze starania w zdobycie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury - twierdzi Bartłomiej Jóźwiak. - Dlatego udział pana Pokojskiego budzi pewne wątpliwości. Wolałbym, aby jednoznacznie działał na korzyść Torunia i zrezygnował z pracy na rzecz Gdańska, który jest naszym konkurentem.
- Romuald Pokojski nie jest żadnym pańszczyźnianym chłopem przynależnym do danej ziemi. Może więc robić, co mu się podoba - twierdzi z kolei Jerzy Brzuskiewicz, prezes Związku Polskich Artystów Plastyków. - Czy to jest moralne? O to należałoby spytać prezydenta Torunia. To on przecież powołał Wiczę do komisji przyznającej stypendia kulturalne.
Co na to prezydent Torunia?
- Nie widzimy żadnego konfliktu interesów. Członkostwo w komisji kultury oraz koordynowanie działań w ramach projektu „Gdańsk 2016” to zupełnie odmienne formy działalności - twierdzi Agnieszka Pietrzak, rzeczniczka prezydenta Torunia. - Romuald Pokojski jako członek komisji przyznającej stypendia kulturalne otrzymał od nas kredyt zaufania i wywiązuje się ze swoich zadań.

"Nowości" z 2 maja 2009.