piątek, 8 maja 2009

Zakurzona toruńska kultura

- Nie widzę szans dla Torunia w sianiu bibelotów i wydawania pieniędzy na Filutki - mówi Tomasz Cebo, szef toruńskiego klubu eNeRDe.

- W Toruniu od pewnego czasu obserwuję pewien marazm. Nawet w rankingu „Polityki”, który prezentował kandydatów starające się o tytuł ESK wskazano brak nowych inicjatyw. Jak myślisz, z czego to wynika?

- Władze miasta i dyrektor biura ESK „Toruń 2016” doskonale wiedzą o mnogości inicjatyw i zjawisk. Wystarczy przyjrzeć się jakie młodzi mają pomysły, choćby w takim eNeRDe: impreza beat-boxowa, street-art, zjawiska deskorolkowe... Głos młodzieży jest jednak totalnie ignorowany. Toruń jest miastem, w którym szuka się kontaktów z przeszłością, ale zapomina o aktualnych trendach. Jest co prawda CSW, ale poza eNeRDe nie ma niczego, co by powstało niezależnie, bez finansowania z kasy miejskiej.

- Nie kusiło Cię, aby samemu stanąć na czele barykady i porwać całą toruńską kulturę do działania?

- Przeszło mi to przez głowę. Przewinęło się przez nas tylu artystów, że jesteśmy chyba bardziej znani w Polsce niż w Toruniu. To, co próbowaliśmy zrobić dwa lata temu, nagle okazało się super pomysłem. Rzeczy, które wymyśliliśmy, zostały zresztą podchwycone przez biuro ESK.

- Na przykład?

- Fakt, że żużel jest nierozerwalnie związany z kulturą w Toruniu. Kiedy wspólnie z grupą „Samotata” występowaliśmy w CSW, dyrekcja nieco się przestraszyła. Bali się tego, że żużel to jest coś dla mas, a oni przecież promują kulturę wysoką. Nie chcieli się pod tym podpisać. Dyrektor biura ESK musiała myśleć podobnie. Chwyciła za to dopiero teraz przy okazji otwarcia nowego stadionu. Takie akcje powinno wykorzystywać się już wcześniej. Zawsze jesteśmy krok do tyłu.

- Czego więc brakuje kulturze w Toruniu, aby mogła rozwinąć swoje skrzydła?

- Najnormalniejszego w świecie dobrego koordynatora. Osoby, która rozmawiałaby z ludźmi o ich pomysłach, nawet tych najbardziej szalonych. Niektórzy boją się ujawniać swoje koncepcje. Czemu? Sądzą, że są one zbyt proste, zbyt głupie, nie pasujące do wielkiej idei ESK... Albo najnormalniej w świecie boją się działać. Nie idą z tym do biura ESK, ponieważ wydaje im się ono kolejnym zamkniętym urzędem. To smutne.

- Równie smutna jest Twoja wizja przyszłość miasta za 10 lat?

- Jestem optymistą, ale Toruń musi zacząć pulsować młodym życiem. Tylko w ten sposób miasto może kulturalnie funkcjonować. Nie widzę innej drogi. Nie widzę szans w sianiu bibelotów i wydawania pieniędzy na kolejne Filutki. Młodzi muszą zacząć realizować inicjatywy, które zagoszczą na ulicy. Czemu nie pojawi się np. telebim, na który każdy będzie mógł wysłać SMS ze swoim pytaniem do prezydenta. Toruńska kultura jest mocno zakurzona i trzeba coś z tym zrobić. A woda na jej młyn powinna być zdecydowanie młodsza.

"Nowości" z 6 maja 2009 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz